piątek, 2 stycznia 2015

1 rozdział

Pamiętam gdy te 9 miesięcy temu w bibliotece pierwszy raz rozmawialiśmy. Może nie była to prawdziwa rozmowa, bo w sumie to sie wyzywalismy. Ale cos wtedy pękło, przestał być dla mnie debilem. Tylko zabawnym kolegą. Później było już tylko lepiej. Rozmowy, kłótnie, bicie i wkurzanie. To było wyjątkowe, pokochałam go. Mocniej niż cokolwiek i kogokolwiek. Lecz wiedziałam że byłoby za pięknie gdyby nic się nie zepsuło. Więc nadeszły wakacje i skończyło się. Nie pisaliśmy, nie spotykaliśmy się, bałam się że o mnie zapomniał, znalazł sobie inna, ładniejsza, chudszą, mądrzejszą. Po wakacjach nie było co zbierać, jeszcze to fatalne ognisko. Teraz po kilku miesiącach kontakt się odradza. Znów nazywaja nas "zakochnymi". Lecz on już nie jest taki sam. Spokojny, małomowny i zamknięty w sobie. Teraz ma kontakt z każdą dziewczyną. Wszystkie go lubia i jest dla nich miły tylko mi zawsze dokucza.

Za chwile miała zacząć się ostatnia lekcja - historia. Popatrzylam na niego. Uśmiechał się w strone chłopaków, miałam czas aby na niego popatrzeć. Niestety właśnie odwrócił wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Już nie czułam motylków w brzuchu tylko ból. Patrzyłam na kogoś kogo kocham wiedząc że on nigdy nie będzie mój. Zadzwonił dzwnonek. Kolejny raz obudziła się we mnie chęć sięgnięcia po żyletke. Jedyne co ostrego miałam przy sobie to paznokcie. Lekko pominęłam rękaw, wsadziłam palce i znów go podwinęłam. Wbiłam paznokcie dość lekko, tylko dla lekkiego bólu. Przyszła pani i weszliśmy do klasy. Teraz mogłam wbić mocniej, cały ciężar ciała skupiłam na ręce. Pątanina wydobywająca się z ust nauczyciela przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, cały świat nie znaczył nic. Poczułam jakby przebicie skóry, udało mi się. Pierwszy raz wbiłam paznokcie aż do krwi. Szybko wyciągnęłam palce spod rękawa, nie było na nich krwi. Z rękawem było gorzej. Pojawiały się na nim czerwone kropki. Zasłoniłam je drugą ręką. Spojrzałam na tych wszystkich debili. Tak bardzo ich nienawidziłam. Mogłabym zabić ich wszystkich po koleji. Te wszystkie szmaty, udają przyjaciółki a w plecy wybijają nóż, i kurwa myślą że nie widzę tego.

W końcu zadzwonił dzwonek. Pierwsza wybiegłam z klasy. Poszłam do szatni, przebrałam buty, zabrałam kurtke i jak najszybszej opuściła ten chory budynek. Miałam wszytskiego dość, poszłam przez bloki żeby było szybciej. Oczywiście stali tam już chłopcy. Dżej, Kibo i Adamek. Byli bodajże 2 lata starsi, lecz swoją przygodę ze szkołą już dawno zakończyli. Nie znałam ich za dobrze, rozmawiałam z nimi może dwa razy. Wydawali mi się zwykłymi dresami. Gdy przechodziłem obok jednen z nich wyciągnął paczke fajek. Zatrzymałem się. Byłam tak straszenie zła i zdenerwowana. - Dacie bucha ? - sapytałam. Chłopacy popatrzyli na mnie. Uśmiechnęli się drwiaco. - Ty ? - zapytał, wybuchajac śmiechem Dżej. - Dacie czy nie ? Kibo przesunął paczke w moja stronę. Wyciągnęłam jednego papierosa, wsadziłam do ust a Dżej podpalił go. Lekko wyciągnęłam dym, czulam potrzebę kaszlnęcia lecz powstrzymywałam ją. Kiedyś już próbowałam, wiec mniej więcej pamiętałam jak to jest. Wyrzuciłam dym z ust. Drugi buch był już łatwy. Lekko zakręciło mi się w głowie. - I jak ? - spytał Dżej.
- Wspaniale. - powiedziałam z entuzjazmem. - Tylko mam nadzieje że nie będę śmierdzieć.
- Spoko, to miętowe.
Nie paliłam już tyle że nawet nie odróżniam miętowych. Chłopacy zaczeli wypytywać o szkole i co się stało że do nich podeszłam. Wydawali się być spoko typkami. Może nie są zbyt ambitni, ale fajnie się z nimi gada.

Po jakiejś godzinie, zobaczyłam że jest już dość późno i powinnam być już w domu. Pożegnałam się z nimi, ale gdy juz obrociłam się i chciałam iść zawołał mnie Dżej. - Laura, odprowadzić Cię? - Jak ci się chce to pewnie. Podszedł od mnie i poszliśmy razem.  Podczas drogi do domu, która już była krótka, Daniel znaczy Dżej opowiedział mi o sobie trochę więcej. Ma na prawdę nie ciekawą sytuacje w domu. Mimo że pochodzi z "pożądanego" domu to po śmierci ojca jego mama nie daje sobie rady. Zaczęła pić, a on musi opiekować się młoszą siostrą. Przez to też musiał zrezygnować ze szkoły, tylko nie wiem czemu tyle czasu marnuje na siedzenie pod blokem.

Przez cały weekend myślałam o Danielu. Jakimś cudem Damian zszedł na dalszy plan. Oczywiście nie miałam jak spotkać się z nimi przez sobote i niedziele, ale w poniedziałek po szkole znów poszłam prze bloki. Nie wiedziałam czy moge do nich podejść, czy mnie wtedy polubili. Popatrzyłam lekko w ich strone. Nie zobaczyli mnie, więc szłam dalej. Już prawie skręcałam, ale zawołam mnie Kibo. - Laura! Obróciłam się odruchowo i zobaczyłam ich trójke uśmiechających się do mnie. Także się uśmiechnęłam. Podeszłam do nich. - Co już nas nie lubisz ? - zapytał Adamek z sarkastycznym smutkiem. - No niestety.
- Ale bucha chesz ? - spytał Kibo.
- Głupio mi tak brać od was fajki. Mam kase dzisiaj.
- Tyle ile ty palisz to nawet nie odczulibyśmy gdyby było dziesięć takich osób jak ty.
Zaśmiałam się. Mimo to wyciągnełam kase a Kibo dał mi całą paczke. Popatrzyłam na Daniela, był jakiś lekko przygnębiony, patrzył sie na nas ze smutkiem. Nie rozumiałam czemu. Zapaliłam jednego i musiałam iść do domu. Dżej dalej był taki smutny, dałam mu znak głową czy idzie ze mną. Pokiwał głową. No i poszliśmy. Dziś była na mnie kolej, wypytywał o moja rodzine. Było mi troche głupio mówić o moich kochających się rodzicach. Spytał mnie czy usiądziemy na ławce. Nie miałam powodu by odmówić. Tetaz to ja miałam do niego pytanie. - Czemu byłeś taki  smutny przy chłopakach ?
- Ja smutny ? - spytał zdziwiony.
- Powiedziałeś może jedno zdanie.
- Przesadzasz.
- Powiesz o co chodiło ?- spytałam lekko zdenerwowana.
- Chodzi o to że. - zatrzymał się na chwile. - Że ... to nie towarzystwo dla ciebie oni ściągną cię na sam dół.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony to słodkie że się o mnie tak martwi, ale ja wiem że nie zacznę ćpać. Nie miał co się martwić.
- Lepszego nie znajde, i spokojnie ja niegdy nie zaczne barć.
- Serio w twoim licemu nie znajdzie się nikt ? Jakoś w to nie wierzę. Tak sie mówi na początku, ja brać - nigdy. Po miesiacu uzależnienie.
- Nikt. Same szmaty. Nie no serio, nie ja.
- Dobra, ja nie moge ci życia ustawiać, ale uważaj na nas.
Popatrzyłam na niego dość błagalnie. Uśmiechnął sie. Pożegnaliśmy się i ruszyłam w strone domu. Następnego dnia w szkole siedziałam jak zwykle sama na przerwie. Popatrzyłam na Damiana, nasze spojrzenia się spotkały. Serce zaczęło mi szybciej bić, lekko uśmiechnęłam się on go nie odwzajeminił. Niestety przegapiłam jeden dość ważny fakt, siedział koło Ady.